Kongres 1937: Kazanie bpa J. Gawliny
Kazanie J. Eks. Ks. Biskupa Józefa Gawliny
w czasie mszy św. pontyfikalnej
„Eminencjo, Najdostojniejszy Księże Kardynale Legacie i Prymasie Polski, Panie Ministrze i Delegacie Rządu Najjaśniejszej Rzeczypospolitej Polskiej, Ekscelencje, Najmilsi w Chrystusie Panu!
W świecie rozgrywa się jakaś dziwna liturgia demoniczna. Ten, co skazę piorunów zakrył dłonią na czole, chce uwieść chrześcijaństwo i wydrzeć ster świata z rąk Syna Bożego. A że się w szkole aniołów wyuczył, umie naśladować ich mowę i przedrzeźnia ich środki. Akolitom swoim każe gasić świecę za świecą na ołtarzach Chrystusa, wywołując ciemną jutrznię, iście szatańską.
Wszystko, co przedtem z Chrystusem walczyło, schizmy, herezje, bunty, odstępstwa, to tylko marne próby kostiumowe – lecz dziś zaczęła się walka prawdziwa. Tak, obecnie rozgrywa się naprawdę „Nieboska Komedia” w świecie. Widzimy wszystkie stare zbrodnie, ubrane w szaty świeże, nowym kołujące tańcem. Odwieczny wróg Boga żywego wysyła demoniczne martwice, obiecujące sławę, maluje obraz edenu. Łudzi, że chce stworzyć plemię ostatnie, najwyższe, najbardziej rasowe. „Ziemia cała jednym miastem kwitnącym, jednym domem szczęśliwym, jednym warsztatem bogactw”. Człowieka wolnego wciela w kolektyw ekonomiczny lub biologiczny, czyni go kółkiem wirującego mechanizmu ślepego, tłumacząc mu obłudnie, że to właśnie „taniec wolnych ludzi”. Gnany szałem uderza w Kościół, jedyną wolności i godności duszy ostoję. Płomień szaleństwa zajmuje się i gna słupy dymu przed sobą. Są tacy, co już ostrzą puginały na jutro. Są tacy, co się cieszą, że Krzyż, wróg ich, podcięty jakoby i zbutwiały, stoi dziś nad kałużą krwi, a jak raz się powali, nie powstanie więcej. Są tacy, co udali się już w radosną pogoń za widmem komunizmu.
Są, chwała Bogu, i tacy, co nakaz chwili zrozumieli i pod sztandarem Chrystusa Króla się skupili. A chociaż „abyssus abyssum invocat”, przepaść przepaści przyzywa, chociaż jedno ,,nie” drugiemu wtóruje przeciwko Chrystusowi Panu, to przecież zatknięty jest u nas sztandar wiary i rozłożony obóz Syna Bożego. Może co prawda szatan, jako chytry gracz, niejedno posunięcie wygrać w szachach ludzkości, lecz przyszłość całą – przegra. Wierzymy w słowo dzisiejszej Ewangelii św. że Piotr jest opoką – opoką Kościoła i ludzkości i że Kościoła nie obalą moce, które się wychylają z czeluści piekła.
Obraz walki szatana z Bogiem kreślili już wieszczowie nasi w polskim dramacie religijnym. Rozwiązali jednak misterium w sposób dla ludzkości fatalny. Zawiedli ich wybrańcy, którzy mieli porwać za sobą ducha braci upośledzonych, mieli skruszyć serca braci uprzywilejowanych a zjednoczoną rzeszę rozśpiewaną hymnem trzech cnót ewangelicznych wprowadzić w nową epokę, w której królowałby Syn Boży. Wybrali poetów, nie apostołów. Nie w poezji przyszłość, lecz w apostolstwie. Im cięższe są czasy, tym prostsze programy ratunku. Jeżeli jest prawdą to, co wiemy o bezbożnym komunizmie, to nie wystarczą liberalne powierzchowne naprawy gmachu europejskiego, skoro z gór pędzi groźna fala potopu. A polityką strusią wręcz nazwać można owo wyczekiwanie, odwlekanie, tę bojaźń stawiania wyraźnie na kartę encyklik papieskich, tę niechęć ubliżania sobie samemu. ,,Nie czas żałować róż, gdy płoną lasy”. Nie wolno w rozstrzygającym boju o nową formę życia twierdzić, że wszystkie sprzeczne zasady są równie dobre i że wystarczy być akrobatą tańczącym od lewicy do prawicy, by utrzymać równowagę wśród sprzecznych żywiołów. Między frontami stać – niebezpiecznie! Nie rozsadzi się też koalicji mocy piekielnych przeciętną uczciwością i liberalnym kompromisem. Jedynym środkiem jest nawrót do paradoksu nadnaturalności, jest zdecydowane wyznanie ubogiego, ukrzyżowanego Jezusa Chrystusa. Jeżeli przyszłości nadać chcemy naszą linię, musimy na Jezusie budować i to nas drogo kosztować będzie. Wszystkie próby taniego budowania na tym fundamencie zawiodą. Już bowiem wznosi się gwiazda zwiastująca Boga, już kłębi się chmura poprzedzająca szał tych, co czwartą prośbę modlitwy Pańskiej w śpiew rewolucyjny przemienili, co w imię chleba powszedniego z Bogiem walczą. W straszliwym dniu bitwy, kiedy całe pole roić się będzie od zastępów katolickich i zastępów bezbożniczych, nikt już wiedzieć nie będzie, gdzie jest liberalizm (Donoso Cortés). Dni jego są policzone, zważone, przekreślone.
Wieszczowie nasi widzieli szczęście przyszłości w dobrowolnym spełnianiu trzech cnót ewangelicznych, w ubóstwie, czystości, posłuszeństwie. Ten duch bohaterstwa chrześcijańskiego potrzebny jest czasom obecnym. Twarda jest taka mowa, któż jej słuchać może? Twarda ale radosna jak mowa Piusa XI w ostatniej encyklice o bezbożnym komunizmie. ,,A bądźcie czynicielami słowa, a nie słuchaczami tylko oszukującymi samych siebie” (Jan l, 22) powtarza Ojciec św. za Apostołem i zaleca wyrzeczenie się nadmiernego przywiązania do dóbr doczesnych. ,,Bogaci są tylko włodarzami bogactwa i zdawać będą z niego sprawę przed Panem Najwyższym”. Ojciec św. zwraca się do pracodawców i przemysłowców, którzy dźwigają ciężką spuściznę błędów popełnionych przez niesprawiedliwy system ekonomiczny. Ubolewa, że czasem nadużywa się prawa własności, uświęconej przez Kościół, aby pozbawić ubogich zapłaty i słusznych praw społecznych. Tak, prawo własności jest uświęcone przez Kościół. Lecz własność nie jest rzeczą martwą, której użyć lub nadużyć można bez odpowiedzialności. Właśnie dlatego połączył ją Bóg z rozumnymi osobistościami, ażeby własność w ich ręku najwyższej wydajności życiowej służyła. Własność nie jest wygodną poduszką. Pogląd, że można zgęszczone siły trudu, potu i odwagi ludzkości dla siebie nagromadzić, nie odpowiada istocie własności. Nie po to właściwie są siły, by w przechowalni leżały, lecz by jak motor działały. Własność to nagromadzona, napięta, zgęszczona siła ludzka, przeznaczona do pomnożenia szczęścia powszechnego. Toteż kryzys własności jest nie tylko wołaniem o większy porządek i lepsze instytucje, jak raczej krzykiem tęsknoty za osobistościami, które by posiadały siłę moralną użycia nawet przeciwko sobie samym potęgi własności, jest krzykiem tęsknoty za „błogosławionymi co są ubodzy w duchu”. A ponieważ takich osobistości brak jest w świecie, występuje komunizm jako straszliwa, aktualna pokusa zastąpienia tej wolności moralnej porządkiem przymusowym, w którym dla wolnej decyzji moralnej miejsca już nie ma. Jest to jakby bicz szatana przeciwko egoizmowi naszych czasów. Zwycięstwo zaś tętni w słowach Zbawiciela: ,,Błogosławieni ubodzy w duchu”. To hasło uratowało już raz Europę, kiedy przed 700 laty wśród zamętu społecznego, wśród jaczejek ówczesnego komunizmu, wśród buntu albigensów i waldensów, powstał biedaczyna Boży, św. Franciszek, i życiem i przykładem swoim podparł chylący się Kościół. W trzecim zakonie gromadził bogatych, potentatów tego świata, książęta i królów i zaprawił ich duchem dobrowolnego ubóstwa, sprawiedliwości i miłości społecznej. Toteż rola nas kapłanów winna być pracą franciszkańską. ,,Idźcie do biednych, przede wszystkim robotników, idźcie do biednych” – nawołuje Ojciec św. – „Bądźmy świetlanym wzorem pokornego, ubogiego, ofiarnego życia, abyśmy na oczach wiernych naśladowali Tego, co nie miał gdzieby głowę skłonił i naprawdę był bratem ubogich”.
Rzeszę rozśpiewaną cnotami ewangelicznymi widzieli wieszczowie nasi. Ubóstwo, czystość, posłuszeństwo. Pogański filozof Libaniusz zapytał podczas apostazji Juliana pewnego chrześcijanina: – No i cóż robi teraz Syn cieśli? – Przypuszczam, że robi trumnę dla pogaństwa… Taką trumnę gotują niestety dla siebie narody europejskie. Im bardziej się oddalają od przykazania szóstego, tym bliżej posuwają się ku trumnie fizjologicznej. Czyż to nie ból widzieć rycerskie niegdyś potęgi, obrońców czystości małżeńskiej jako ułatwiaczy życiowych? W swych prawach laicystycznych i wolnomyślicielskich obcięli niebo i piekło, zacieśnili sprawę małżeństwa do buduaru, wygnali ideę moralną, wyegzorcyzmowali ducha religijnego, a w rezultacie dziwią się, że w tak zmasakrowanych trupach nie znajdują duszy ożywiającej. Bezwiednie tworzą forpoczty bolszewizmu. Tragiczna komedia omyłek, kiedy ideologia skrzywiona namiętnościami, kiedy ckliwy egoizm, kompromisem moralnym osłabiając rodzinę, wzmocnić chce Państwo! Otwórzcie szparę złu, a wkradnie się pilnie, rozrośnie się, rozsadzi naród od wewnątrz, a w chwilach groźnych podstępnie podstawi mu nogę. Aut ignis aut cinis. Albo ogień albo popiół. Po prawach laicystycznych pozostaje sam popiół, w którym się tarza motłoch miłosny. Bóg nasz jest Bogiem życia, wiecznie młodym, a naród nasz społecznością żywotną narodem casti connubii, czystego łoża małżeńskiego. Czyżby nam inni podpowiadali recepty dla szczęścia, by nas uczynić narodem starców? Jako katolicy wiemy o właściwym stosunku rozkoszy do trudu i odpowiedzialności. Wiemy, że życie nie jest rzeczą martwą, lecz tytułem lenna rodzinie od Boga polecone i przyjęte. Co człowiek przyjął jako misję, łączy się zawsze z trudami. Nie jesteśmy drzewem spróchniałym, lecz ogrodem kwitnącym. Orła, nie lisa nosimy w herbie. Toteż prawa nasze sprzeciwiać się będą złu, wywyższą czystość małżeńską, otworzą bramę życiu w myśl słów p. Ministra i delegata Rządu Polskiego, mianowicie, że Rząd Rzeczypospolitej upatruje wspólność celów w dążeniu do usunięcia z umysłów ludzkich tego wszystkiego, co nie godzi się z nauką Chrystusa. Przepięknie wyraził tę samą myśl wieszcz narodu, gdy przepowiadając jego przyszłość, przekazał mu prawdę złotą: ,,O ile ulepszycie i pogłębicie wasze dusze, o tyle rozszerzycie wasze granice i ulepszycie wasze prawa”. Istnieje prawo dziejowe, według którego potomni życie i błogosławieństwo czerpią z dobrodziejstw i zasług przodków swoich, Dziejową rolę przodków dla pokoleń najdalszych przeznaczył Bóg generacji naszej. Od nas zależeć będą losy przyszłości. Niezłomnemu duchowi naszemu błogosławić będzie pokolenie czwarte i piąte. Błogosławić będą mężom stanu i Kościoła, błogosławić rządom i sejmom naszym, a wieki śpiewać będą chwałę tych, co nad szczęściem narodu czuwając Matkę Ojczyznę wywyższyli i cnót wszelkich ogrodem ją uczynili.
Rzeszę rozśpiewaną cnotami ewangelicznymi widzieli wieszczowie nasi. Ubóstwo, czystość, posłuszeństwo. Tak, jak w życiu państwowym, jak w bojach armii karność obywatelska i ofiarne posłuszeństwo żołnierskie do zwycięstwa prowadzą, tak też Królestwa Chrystusowego podstawą jest owa acies bene ordinata, ten posłuszny w szyku obóz silny, jak go maluje pewna błogosławiona dusza. Widziała Kościół św. Piotra, unoszący się nad ziemią. Zbliżało się wiele ludzi, by stanąć pod nim, podeprzeć go ramionami i zanieść go w przyszłość szczęśliwą. Zbliżali się z krańców ziemi wielcy i mali, kapłani i świeccy, niewiasty i dzieci, a nawet niemocni spieszyli z pomocą. Ramiony swymi posłusznie podparli Kościoła fundament i nagle wszyscy stali się równie wielkimi. Karnie stanął każdy na swoim miejscu. Pod ołtarzami kapłani, mężowie dźwigający filary, niewiasty u bram. Ich barki gniótł rozmach ciężaru, ich dusze parł rozmach woli, apostolstwa, karności. Nad nimi rozwarło się niebo, w którym wiernych wspomożycielka, Maria, i chóry aniołów i świętych modłami wzmacniały w znoju ofiarnym strudzonych na ziemi. I tak w pocie czoła, w utrudzeniu rąk i nóg z triumfem kroczyli naprzód, niosąc na barkach swych Kościół, przed którym w gruzach legły dzieła szatańskie.
Tak, to jest wizja tylko. I słyszę głosy lękliwe o położeniu bez wyjścia, o horyzoncie dziejowym, grubymi zasnutym chmurami, o ciężkich czasach, o ślepym zaułku. Lecz ze ślepej uliczki znajdzie się zawsze wyjście, ilekroć obierze się kierunek w górę. Że czasy są trudne? – Nie nam narzekać na twardość losu, kiedy Bóg nam przywrócił Ojczyznę i przeznaczył jej wielkie zadania. Że czasy są trudne – dziękujmy Bogu. Wszak w tym, co będzie, przyszłość się przędzie. Czasy wielkie są zawsze czasami trudnymi. Wszak u Chrystusa my na ordynansach. Przez całe dzieje, jak doba ich długa. Dziwnie byliśmy w błękity rzuceni. Porwani skrzydły husarzów od pługa i u gotyckich wieżyc uczepieni. W górę nas parła żelazna kolczuga. A rozmach konia, kopii i pierścieni oślep nas cisnął pod strop firmamentu. I tak stał się dziwny gmach bez fundamentu… Bez fundamentu? Fundamentem naszym jest Ten, któremu Ojciec niebieski ,,dał narody dziedzictwo Jego, a posiadłość Jego krańce ziemi”. Fundamentem naszym jest Chrystus, który królestwo swoje w najtrudniejszej proklamował chwili. W chwili możliwie niekorzystnej i groźnej. Nie wśród blasków przemienienia na górze Tabor, nie wśród entuzjazmem nasyconych tłumów, lecz gdy uczniowie Go opuścili, gdy tłumy wołały: na krzyż! – w tej chwili groźnej ogłosił się królem. Nie uznał trudnych dla siebie chwil. On jeden objąć może serca ludzkie we władanie, a oszalałą ludzkość przemienić w anioły. Jeszcze obłęd bezbożnych niszczy Jego kościoły i z kopuł zdziera Krzyż Zbawiciela. Ale ten, który mieszka w niebie, śmieje się, Pan szydzi z nich. Ich chwile są policzone. Już innych potężniejszych sił gruzy leżały u stóp Krzyża, już inne bożki walały się w pyle, głowy skaleczonej podnieść nie śmiały ku Niemu, a On stał na wysokościach, święte ramiona wyciągał na wschód i na zachód, czoło święte maczał w promieniach słońca – znać było że jest Panem świata.
(następuje fragment w języku niemieckim)
(następuje fragment w języku francuskim)
Ojczyzno najmilsza, śpiewałem Twą chwałę w obcych językach.
Na wysokiej górze stojąc, na katolickiej górze i opoce, patrzę na obóz Twój, na obóz polski i katolicki, na cały naród nasz, na całą Polskę, widząc ją skupioną około sztandarów Chrystusa Króla, mówię: O jako piękne tabory i namioty ludu Bożego!
Pięknyś obozie nasz nie tylko przyprawą wojenną, mężnym rycerstwem, ale i obecnością papieską, która w nim jako najjaśniejsza gwiazda świeci i naród cały ozdabia.
A największa piękność Twoja z nabożeństwa katolickiego, iż w Tobie służba Boża nie ustaje i przez świętych używanie sakramentów.
Pięknyś miłością służby Bożej, o której się wykorzenienie gniewasz.
Pięknyś jako pagórki gajowe i ogrody przy rzekach. Błogosław Ci Bóg. Rozszerzaj miejsce taborów twoich i rozciągaj płótna i chóry namiotów twoich (Skarga),
W wierze Chrystusowej przoduj narodom i świeć im jak gwiazda poranna. Bądź błogosławiona Ojczyzno najmilsza, błogosławieństwem Bożym i królewskim, błogosławieństwem Chrystusa Króla dziś i na wieki. Amen. Amen.
Źródło: Międzynarodowy Kongres Chrystusa-Króla. XVII Zjazd Katolicki Archidiecezji Gnieźnieńskiej i Poznańskiej, Poznań, 25-29 VI 1937, s. 69-79.
(reprint: Wydawnictwo Antyk Marcin Dybowski).